REKLAMA

Po pożarze kaplicy potrzebna jest pomoc dla parafii i księdza [wideo, zdjęcia]

Wspólnota parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w miniony piątek przeżyła prawdziwy dramat. Doszczętnie spłonęła kaplica znajdująca się przy ulicy Robotniczej, a wraz z nią wiele przedmiotów sakralnych, dokumenty i rzeczy osobiste księdza proboszcza Tomasza Janickiego. Potrzebna jest pomoc. 

REKLAMA

„Straż Pożarna ustala tylko prawdopodobną przyczynę zdarzenia. Zarówno czy to są pożary, czy miejscowe zagrożenia. W przypadku tego zdarzenia ustaliliśmy, że prawdopodobnie były to wady urządzeń grzewczych, czyli chodzi tutaj o kominek, którym te pomieszczenia były ogrzewane.” – tłumaczy Mariusz Czapelski, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Końskich.

Wstępne przyczyny tego zdarzenia ustalił już także biegły rzeczoznawca. –„Wczoraj był rzeczoznawca i według tego co mówił, a tak to przynajmniej ja zrozumiałem, że przyczyną mogło być osunięcie się dachu pod wpływem ciężaru śniegu, co spowodowało z kolei uszkodzenie izolacji ognioodporne komina od kominka i potem gdzieś musiała dotknąć jakaś belka, deska do tego komina i mogło się zająć. To są prawdopodobne przyczyny, bo nawet strażakowi, rzeczoznawcy trudno jest jednoznacznie to powiedzieć.” – mówi ks. Tomasz Janicki, proboszcz parafii MBNP w Końskich.

REKLAMA

Sama kaplica, jak i mieszkanie księdza były konstrukcjami drewnianymi i już wiekowymi. W Końskich przy ulicy Robotniczej budynek ten stanął w 1994 roku, ale wcześniej służył jako tymczasowe kaplice w dwóch innych miejscach: najpierw Pionkach, a następnie w miejscowości Makowiec pod Radomiem. W sobotę parafianie mieli kaplicę pożegnać, a wszystkie msze święte miały już odprawiać się w nowym kościele. Nie zdążyli. –„Rzeczywiście w tym nieszczęściu jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że już właściwie przenosiliśmy się do kościoła, do nowej plebanii. W sobotę wieczorem miała być uroczysta msza święta pożegnalna, która miała zakończyć działanie kaplicy. Jak to wyraził się Wielki Rycerz brat Adam – chcieliśmy się pożegnać z kaplicą, nie zdążyliśmy. Natomiast kaplica pożegnała się z nami, hucznie, bardzo mocno. Działalność parafii jest możliwa, dlatego że połowa części liturgicznych – szat, naczyń była już w kościele, bo tam przecież sprawowaliśmy mszę świętą w każdą niedzielę rano. Co nam potrzebne? Jeśli chodzi o liturgiczne rzeczy to w tym momencie tak jak myślę spaliła się monstrancja, która była jedna – tylko tu w kaplicy. Jakiś takich parę rzeczy, które tutaj były. Od strony liturgicznej jesteśmy właściwie zabezpieczeni.” – opowiada ksiądz Janicki.

Ksiądz Tomasz mieszka obecnie na plebanii w Modliszewicach.

Wracając do piątkowych zdarzeń. Ksiądz Janicki tego dnia udał się z wizytą duszpasterską do chorych. W jego mieszkaniu w tym czasie przebywały dwie parafianki, które pomagały przy pakowaniu rzeczy do przeprowadzki, a także schorowany brat księdza, który od kilku mieszkał z nim na parafii. –„Ten dzień na pewno był bardzo wielką tragedią dla całej wspólnoty parafialnej, dla mnie oczywiście też. Trudno mi o tym mówić, bo wszystkie te dni od piątku budzą wielkie emocje. Zarówno kiedy myślę o tej tragedii, jak i wielkiej pomocy  i życzliwości płynącej od ludzi. Od samego początku gesty solidarności, gesty życzliwości, a potem także i konkretnej pomocy tej materialnej. To wszystko budzi we mnie takie emocje, które czasami zatykają w gardle. To był pierwszy piątek miesiąca i pojechałem do chorych, odwiedzić tych którzy nie mogą do kościoła chodzić. Zawiozłem Pana Jezusa i w trakcie, kiedy byłem w Niebie dostałem telefon, że jest pożar i żeby szybko wracać. Kiedy jechałem tutaj przede wszystkim myślałem o tym by wynieść Najświętszy Sakrament z Kaplicy, a kiedy dotarłem okazało się, że wszystkie drzwi którymi można było dojść były w ogniu. To prawda, że w mieszkaniu przebywały osoby. Od pięciu lat opiekowałem się moim najstarszym bratem, który w pewnym momencie swojego życia został samotny i rzeczywiście on tutaj przebywał w tym czasie. Jest on troszkę niepełnosprawny, już starszy i często drzemał, a więc to było bardzo niebezpieczne. Trwały przygotowania do przeprowadzki, bo następnego dnia mieliśmy się przenieść do nowej plebanii. Pani Marzena Nowek z córką Julką pomagały mi w pakowaniu rzeczy kuchennych. One były wtedy na miejscu. Wszystkie inne rzeczy praktycznie były spakowane i czekały w pudłach i workach, a one kończyły to pakowanie części kuchennej. One zauważyły ten pożar i kiedy dostrzegły to wyprowadziły brata, zadzwoniły po straż i potem do mnie.” – relacjonuje całe zdarzenie ks. Tomasz Janicki.

Potem na miejscu pojawiały się kolejne jednostki Ochotniczej i Państwowej Straży Pożarnej. –„Łącznie wszystkich pojazdów było 13, łącznie z pojazdami operacyjnymi, czyli tymi niegaśniczymi. W trakcie tych działań mieliśmy też pożar składu drewna przy piekarni w Czermnie. Jeden pojazd się udał w tamtym kierunku, a drugi udał się do tego pożaru. Tego dnia było też wiele zdarzeń związanych z powalonymi drzewami, także niektóre jednostki OSP były w terenie, a to z jednej strony częściowo przyśpieszyło ich dyspozycje, ponieważ strażacy byli w pojazdach i w okolicach w terenie, gdzie prowadzili działania. Na przykład Końskie były w pobliżu i sukcesywnie te jednostki przyjeżdżały do miejsca pożaru.” – tłumaczy Mariusz Czapelski z PSP Końskie.

Niestety z budynku zostały tylko zgliszcza. Oprócz przedmiotów liturgicznych spłonęły absolutnie wszystkie rzeczy osobiste proboszcza, liczne pamiątki, książki oraz dokumenty. Spłonął też sprzęt sportowy, który służył dzieciom z uboższych rodzin w parafii. Sprzęt na który społeczność Końskich zbierała pieniądze podczas corocznych parafialnych festynów – między innymi trzydzieści kompletów narciarskich. Na ten moment przeprowadzka do nowej plebanii została zawieszona, bo tak naprawdę nie ma tam nawet co przenieść, a sam budynek to wyłącznie gołe mury. Wewnątrz brakuje wszelakich sprzętów, mebli i wszystkiego co potrzebne do normalnego życia. –„Rzeczywiście tak jak w tej chwili stoję tak wtedy byłem i z tym zostałem jeśli chodzi o moje osobiste rzeczy, ale najważniejsze sprawy to Najświętszy Sakrament niestety, dokumenty parafialne i jakieś takie rzeczy pamiątkowe, których już się nie da odtworzyć. Ta plebania jest w jakimś sensie przygotowana do zamieszkania. Ja tam planowałem zamieszkać, chociaż tam wiele rzeczy brakuje. Wiadomo to wszystko jest świeże, a ja się decydowałem by zamieszkać, dlatego że chciałem rozpocząć nowy etap łącznie z nowym rokiem liturgicznym, a więc adwentem. Rzeczywiście są gołe mury, bo nie przygotowywałem się od strony nowych mebli, nowego wyposażenia tylko chciałem to wszystko stare przenieść. Niestety no już się nie da, bo wszystko spłonęło. Teraz powoli będę kompletował. Zobaczymy jak z możliwością przeprowadzenia się z miejsca w którym jestem do nowej plebanii. Zobaczymy czy to będzie w najbliższym tygodniu, miesiącu. To będę starał się uzgadniać z tymi, którzy są lepiej zorientowani w możliwościach zamieszkania w takich warunkach.” – opowiada nam ks. Janicki.

Budynek nowej plebanii to wciąż tylko gołe mury. Brakuje wszelkich mebli, czy rzeczy osobistych.

A warunki te są naprawdę trudne. W nowej plebanii byliśmy z naszą kamerą. Do stanu jakiejkolwiek użyteczności przyszykowana jest jedna z jej części, ale i tak stan ten bardziej przypomina budowę niż dom funkcjonujący w wyobraźni każdego z nas. Wnętrza są surowe, w wielu miejscach brakuje wykończeń. Wszystko jest wilgotne od dopiero co skończonej pracy, a w całym budynku unosi się zapach klejów, farb i tynków. Zdaniem wielu parafian ksiądz Tomasz, który obecnie zamieszkuje w Modliszewicach na plebanii u swojego przyjaciela księdza Marka Rosińskiego nie powinien póki co przeprowadzać się do nowego budynku. –„Jako Rycerze Kolumba i jako parafianie od początku mówiliśmy, że ta plebania na tą chwilę nie nadaje się do przeprowadzki. To wszystko jest zupełnie surowe, mokre i  chociażby dla samego zdrowia księdza proboszcza na pewno nie jest to możliwe w tej chwili. Plebania wymaga bardzo wielu prac wykończeniowych, to wszystko musi wyschnąć. Wiem, że wśród wielu mieszkańców, czy nawet samych parafian jest takie wyobrażenie, że tam wszystko jest super zrobione, wymeblowane i tylko jest kwestia przeprowadzenia się. Otóż niestety tak nie jest. Chcemy w tej chwili wszystko wykończyć, dlatego prosimy o taką pomoc – jeśli ktoś może, czy jakieś firmy mogą nam pomóc w szybkim doprowadzeniu tej plebanii do normalnego użytkowania to bardzo byśmy prosili.” – mówi Robert Frączyk, parafianin, członek Rycerzy Kolumba.

Pomoc dla księdza i całej wspólnoty parafialnej tak naprawdę ruszyła już w piątek, tuż po pożarze. –„Jeśli chodzi o pomoc to w zasadzie już parę godzin po pożarze wszyscy zgłaszali się i wyrażali przede wszystkim chęć przyjęcia księdza na nocleg. Natomiast my jak o Rycerze Kolumba chcieliśmy przede wszystkim skoordynować tę pomoc i prowadzić ją dwutorowo. Mianowicie chodzi nam raz o zbiórkę pieniędzy na zakup rzeczy, które są niezbędne do życia dla księdza i naszej parafii. Dwa to chodzi nam o pomoc rzeczową, czyli rzeczy takich niezbędnych, które ludzie mogą nam dać, a mogą się przydać choćby do mieszkania księdzu.” – tłumaczy Wielki Rycerz Frączyk.

Jak pomóc? Wystarczy skontaktować się z kimkolwiek kto należy do Zgromadzenia Rycerzy Kolumba, kontakt do Roberta Frączyka to: telefon – 606 858 788 ; mail: [email protected]. Można kontaktować się także bezpośrednio z księdzem Janickim – 601 168 712. Istnieje także możliwość robienia bezpośrednich wpłat na konto parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy (Końskie, ul. Robotnicza 88). Numer konta to: 07 1020 2629 0000 9202 0116 4318. 

Zdjęcia z pożaru kaplicy:

REKLAMA


Dodaj komentarz