REKLAMA

Sprawa morderstwa tajnego oficera policji z Końskich [wideo]

Na kanale Strefa Mroku w platformie YouTube przedstawiono sprawę morderstwa dokonanego na oficerze tajnej policji. Do zdarzenia doszło w Końskich w latach 20. XX wieku. Uzupełnieniem podcastu są wspomnienia Wacława Bolesława Gnoińskiego.

REKLAMA

Historię tę, a w szczególności policyjne śledztwo opisał dużo wcześniej Wacław Bolesław Gnoiński w „Pamiętniku” pisanym w latach 1971-74. Jego wersja różni się wieloma istotnymi szczegółami. Gnoiński urodził się i mieszkał w Gustawowie i przez trzy lata pracował w szkole w Czermnie.  Żył w latach 1902 – 1997. W czasie wojny był podporucznikiem w Armii Krajowej, a po wojnie osiadł we Wrocławiu.

„Zostały uruchomione szkoły w każdej większej wsi, a między innymi we wsi Wąsosz, odległej około 4-ch km od Czermna, a do szkoły mianowana została nauczycielka Janina Wolf, siostra żony sekretarza sądu – Morawieckiego. Do sekretarza gminy, którego nazwiska nie pamiętam, przyjechał jego brat, zdemobilizowany sierżant z wojska, który zawodowo nie pracował nigdzie. Był na wyłącznym utrzymaniu brata, a „za wikt i opierunek” pomagał dorywczo bratu sporządzać w gminie różne wykazy podatkowe, spisy ludności itp. Samodzielnej pracy nie podejmował, bo nie posiadał żadnych kwalifikacji. Ubiór jego stanowił garnitur przerobiony z wojskowego munduru i płaszcza, co upodobniało go nadal do żołnierza”. 

REKLAMA

Budowa szkoły w Czermnie, zdjęcie ze zbiorów Jadwigi Połcik

Autor nie zapamiętał jego nazwiska, więc dla łatwiejszego posługiwania się jego osobą nazwał go Wagnerem. Gnoiński wspomina, że Wagner spotykał się z nauczycielką Janiną Wolf, odprowadzał ją do i ze szkoły. Sytuacja ta trwała niezmiennie od kilku miesięcy, aż tu nagle w kościele parafialnym ksiądz wygłosił z ambony zapowiedzi ślubu nauczycielki zamieszkałej w Czermnie z J. Kuziorem, mieszkającym w Końskich. „Z ust osób dobrze poinformowanych dowiedzieliśmy się, że Janeczka wychodzi za mąż za oficera tajnej policji w Końskich, z którym znajomość datuje się od ławy szkolnej, czy od lat… Wygłoszona zapowiedź jakoś nie przeszkodziła Wagnerowi spotykać i odprowadzać swoją sympatię w dalszym ciągu, chyba że wpadł narzeczony, co się zdarzało i przeszkodził”.

Wkrótce odbył się ślub w Końskich. Janina Wolf nadal uczyła w szkole w Wąsoszu i mieszkała w Czermnie. Wyprowadziła się za to od siostry i wynajęła pokój w pobliżu kościoła. Z mężem widziała się sporadycznie. „Ale nie tylko mąż miał wstęp do pokoiku młodej mężatki, bo jak w sekrecie mówili ciekawscy, którzy to cudze widzą pod lasem, a swojego nie widzą pod nosem, od czasu do czasu w ciemne wieczory odwiedzał ją również ktoś inny w garniturze koloru khaki”. 

Pewnej soboty mieszkańcy zobaczyli jak nauczycielka wsiada do wynajętej furmanki i jedzie do Końskich. Do tego samego wozu wsiadł kilka kilometrów dalej Wagner i razem wyruszyli w podróż. Następnego dnia do Czermna zawitało dwóch śledczych z Końskich, którzy zaczęli wypytywać o Janinę. Swoje kroki skierowali najpierw do sołtysa. Ten wysłał ich do gospodyni, od której nauczycielka wynajmowała pokój. Do jej mieszkania wszedł jeden z tajniaków i przedstawił się jako brat Janiny. Zaczął wypytywać o swoją „siostrę”, mówiąc przy tym, że nie żyją w zgodzie i postanowił naprawić relacje rodzinne. Słysząc te wieści, gospodyni postanowiła powiedzieć wszystko, co wie. „Nim siostra pana wyszła za mąż, chodziła do kościoła, wszyscy ją lubili, bo była to miła panienka i szanowali jako nauczycielkę, aż tu nagle przyjechał do sekretarza gminy jego brat z wojska i zaczęło się. Prawie każdego dnia pana siostrę zaczął odprowadzać do szkoły w Wąsoszu, po południu, po lekcjach wychodzić po nią i tak stale […] Podobno nawet siostra nie chciała utrzymywać z nim towarzystwa, ale on się na nią tak „zawziął”, że nic nie pomagało i nie dawał jej spokoju, a co najważniejsze, że nie daje jej spokoju nadal, chociaż ona ma męża i to policjanta […] Już go widziałam trzy razy jak go wpuszczała frontowymi drzwiami, a zawsze w ciemny, deszczowy wieczór, żeby nikt nie widział […] Wczoraj pana siostra wyjechała do Końskich, niby sama, ale on poszedł pierw i czekał za wsią pod „mogiłkami” i tam dopiero wsiadł na furmankę niby to przypadkowo i pojechali razem”. 

Zdjęcie pamiątkowej tablic przedstawiającej Mieczysława Łęckiego – starostę powiatu koneckiego oraz policjantów powiatu koneckiego. Rok 1926. Zdjęcie udostępnił Marian Adamczyk

Detektyw chciał od razu przekazać zebrane informacje komisarzowi w Końskich. Najbliższy posterunek policji znajdował się w Rudzie Malenieckiej, w Czermnie był dopiero w fazie organizacji. Dlatego też tajniacy udali się do budynku gminy i stamtąd zadzwonili na komisariat w Końskich. „Panie Komisarzu, mówię z Czermna. Proszę wdowę po zamordowanym traktować, jako podejrzaną. My wiemy, że w sobotę z podejrzaną przyjechał na tej samej furmance mężczyzna i wysiadł razem z nią w Końskich, który jest również podejrzanym w świetle faktów, jakie ustaliliśmy w Czermnie. Człowiek ten liczy sobie około 30 lat, jest ubrany w garnitur przerobiony z wojskowego munduru, wzrost około 170 cm. Ma przy sobie prawdopodobnie broń”. 

Tajniacy udali się w podróż powrotną, a sędzia śledczy Woroniecki postanowił przesłuchać wdowę. Janina Wolf zeznała, że przyjechała furmanką do Końskich o godz. 19.00. Na skwerku przy kościele czekała na męża, którego nie było w domu. Gdy wreszcie się pojawił z zakupami, weszli do mieszkania i położyli się spać około godz. 22.00. „W nocy w czasie głębokiego snu zbudził mnie snop silnego światła lampki elektrycznej wprost w oczy, po czym usłyszałam dwa wystrzały rewolwerowe i światło zgasło […] Po doznanym szoku zerwałam się z łóżka, jednak przezwyciężyłam lęk i strach, podbiegłam do kontaktu i zapaliłam światło. W pokoju nie było nikogo tylko drzwi były nie domknięte, na łóżku leżał mąż, któremu z głowy sączyły się dwie stróżki krwi i nie dawał znaku życia […] Jak tylko powróciła mi świadomość, ubrałam się i pobiegłam do komisariatu, gdzie złożyłam meldunek dyżurnemu o zajściu”. 

Janina nie potrafiła odpowiedzieć na pytania, dlaczego drzwi nie były zamknięte i ile czasu mogło upłynąć od momentu zabójstwa do złożenia przez nią meldunku. Śledczy wyjawił, że zgon nastąpił 3-4 godziny przed przyjściem wdowy na komisariat. Janina tłumaczyła się szokiem, z którego nie mogła się przez dłuższy czas otrząsnąć. W trakcie przesłuchania jeden z mundurowych przyprowadził rolnika z Czermna, który w sobotę przywiózł nauczycielkę i brata sekretarza gminy. Jak zeznał, oboje wysiedli przed wieczorem i poszli w stronę kościoła, a on udał się na podwórko, które było rodzajem zajazdu przy restauracji na ul. 3 Maja. Furman powiedział, że Wagner miał z Końskich jechać pociągiem do Skarżyska i tam zatrudnić się w fabryce. Po odprawieniu rolnika komisarz znowu wezwał Janinę na przesłuchanie i zapytał o towarzysza podróży. Wolf przyznała w końcu, że nie podróżowała sama, ale Wagner zaraz po przyjeździe do Końskich szybko się oddalił, bo spieszył się na pociąg.

Dworzec kolejowy w Końskich, lata 1926-28, źródło: fotopolska.eu

Następnym celem policjantów było odnalezienie podejrzewanego Wagnera. W tym celu dwóch wywiadowców w cywilnych ubraniach udało się do Skarżyska pociągiem przyjeżdżającym o godz. 12.00 z Koluszek. W Skarżysku rozdzielili się i rozpoczęli poszukiwania. Na pół godziny przed odjazdem powrotnego pociągu zaczęli rozglądać się po dworcu. „Jeden z nich zauważył przy stoliku w bufecie sylwetkę bruneta, którego widział tam siedzącego, gdy przyjechał – po wyjściu  z pociągu, przed przeszło dwiema godzinami. Zatem jest to pasażer, który dysponuje czasem i nie wie, co z nim zrobić, siedzi więc przy stoliku przy szklance herbaty i denerwuje się […] Po upływie około minuty czasu wyszli  z bufetu na peron znani nam od stolika , brunet ex wojskowy i cywil z walizeczką i tu nastąpiła zmiana warty. Wywiadowca od stolika wskazał tylko wzrokiem bruneta, skierował kroki do wjeżdżającego na peron pociągu w przednim wagonie, a jego kolega poszedł za brunetem i znaleźli się w jednym przedziale. Pociąg ruszył, a dwaj podróżni w jakże odmiennych rolach, zajęli miejsca na ławkach naprzeciw siebie […] Wagner po opuszczeniu dworca kolejowego nie poszedł w kierunku głównej ulicy Małachowskiego, ale skierował się w lewo wzdłuż parku, a następnie Zamkową i Krakowską udał się do restauracji, przy której znajdował się znany nam zajazd, skąd można było odjechać okazyjną furmanką we właściwym kierunku lub zanocować i czekać do dnia następnego”.

Podczas, gdy jeden z wywiadowców, podobnie jak Wagner, również wyraził chęć wynajęcia transportu do Rudy Malenieckiej, drugi udał się na komisariat i zdał relację z przebiegu akcji. W międzyczasie podporucznik, który wrócił z Czermna, po złożeniu meldunku, udał się do zajazdu. „Panowie poszukują może okazji w kierunku Rudy Malenieckiej, bo właśnie ja znalazłem bryczkę stojącą w podwórku z majątku w Rudzie Malenieckiej […]. Woźnica żąda niebagatelnej sumy, na którą mnie nie stać, ale we trzech moglibyśmy jego żądanie zaspokoić”.

Ul. Zamkowa w Końskich z początku XX wieku, źródło: fotopolska.eu

Panowie udali się na wskazane podwórko. Na placu stała bryczka, ale żadnych koni przy niej nie było. „Jako ciekawostkę podam, że tak starosta, jak i komisarz policji mieli zamiast samochodów, do własnej dyspozycji wolanty, którymi przyjeżdżali z domu do pracy i z pracy do domu. Nim nasz ex sierżant zorientował się w sytuacji, otworzyły się z bramy na lewo szerokie drzwi i znaleźli się wszyscy trzej w poczekali komisariatu. Jakich wrażeń doznał Wagner w tym momencie, czy zorientował się, że jego położenie jest gorsze od szczupaka, który znalazł się w sieci, czy też dla zachowania zimnej krwi grał swoją rolę niewinnego baranka, trudno powiedzieć, ale po chwili gdy wejściowe drzwi zostały za nimi zamknięte i jeden z jego towarzyszy podróży do Rudy Malenieckiej przekręcił klucz w drzwiach, wszystko stało się jasne”. 

Funkcjonariusze sprawdzili, czy zatrzymany nie ma przy sobie broni, a gdy odnotowali, że jej nie posiada, został zaprowadzony do pokoju zastępcy komisarza. Wagner nie krył oburzenia, jakim prawem zatrzymano sierżanta wojska polskiego. Oficer powiedział mu o morderstwie na wywiadowcy tajnej policji i powodach zatrzymania. „Stróż nocny zeznał, że po północy z soboty na niedzielę widział w pobliżu kościoła człowieka w ubraniu z wojskowego sukna, wojskowych butach, który zachowywał się podejrzanie i pospiesznie poszedł w stronę dworca kolejowego, a zawiadowca stacji zeznał, że taki sam mężczyzna odjechał w stronę Skarżyska, niech więc pan się nie dziwi, że nasi ludzie każdego napotkanego mężczyznę ubranego w garnitur khaki i wojskowe buty doprowadzają do komisariatu”. 

Oficer odesłał Wagnera do celi i kazał czekać na komisarza. Niedługo potem rozpoczęło się trzecie przesłuchanie Janiny Wolf. Sędzia śledczy tak zaaranżował akcję, że niby przypadkiem nauczycielka zobaczyła przechodzącego przez pokój, w którym się znajdowała, Wagnera w towarzystwie policjanta. Kiedy się zobaczyli, przesłuchiwana zemdlała. Po ocuceniu Janiny, sędzia zaczął zadawać jej pytania. Nauczycielka zeznała, że zataiła fakt podróży z Wagnerem, bo ten od dłuższego czasu ją szantażował i groził, że anonimowo napisze do jej męża.  Gdy sędzia zapewnił ją, że jeśli powie prawdę to zastosowane zostaną wobec niej środki łagodzące, ta powiedziała: „Krytycznej nocy, po zadośćuczynieniu obowiązkowi małżeńskiemu, gdy mąż zasnął snem kamiennym, a ja również, stało się to, co już zeznałam w dniu dzisiejszym o wschodzie słońca i nic więcej nie mogę do tego dodać. […] Czy pani wiedziała o tym, że Wagner posiadał broń palną? – Wiedziałam, że przywiózł sobie z wojska, ale o tym czy miał przy sobie wczoraj gdy jechał ze mną do Końskich – nie wiedziałam. Na dowód tego, co mówię, gotowa jestem złożyć przysięgę. Nigdy nie przypuszczałam by on był zdolny do popełnienia zabójstwa, którego mimowolnie stałam się wspólniczką, proszę mnie już więcej nie męczyć, bo ja tego nie przeżyję”. 

Wkrótce na przesłuchanie trafił także Wagner. „Gdzie jest rewolwer, z którego strzelał pan w nocy do oficera tajnej policji? – Ja nie miałem i nie mam żadnej broni i do nikogo nie strzelałem, to jakieś nieporozumienie panie sędzio. – Rewolwer przywiózł pan sobie z wojska, co zeznała żona denata, a pańska kochanka. Jeżeli nie pan go zastrzelił, to zrobiła to ona na skutek pańskiego szantażu, ale rewolwer musi gdzieś być. Myślę jednak, że zrobił to pan, bo kobieta nie byłaby zdolna do takiego wyrafinowanego mordu. Panie Wagner, pana upór i próby oczyszczenia się na nic się tu zdadzą, gdyż mamy niezbite dowody, że uczynił to pan […] W tej chwili rozchodzi nam się o „corpus delicti” – rewolwer, narzędzie zbrodni”. Po tych słowach podejrzany zamilkł.

„Kto z władz śledczych wpadł na ten pomysł, by śledztwo zainicjować od Czermna, a nie od miejsca przestępstwa – nie wiem, ale przyznać należy, że pomysł ten był genialny. Gdyby bowiem wiadomość o zabójstwie dotarła do Czermna przed przyjazdem wywiadowców, to nie wiadomo, czy zeznania sołtysa, czy Majewskiej, a także i furmana, gdyby zdążył już wrócić, byłyby takie wylewne, szczere i bezstronne. Liczyliby się z rodzinami i nabraliby  przysłowiowej wody do ust”. 

Wyrok zapadł w Sądzie Okręgowym w Radomiu. W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej postanowił A. Wagnera uznać winnym rozmyślnego zabójstwa policjanta i skazać go na 15 lat ciężkiego więzienia, a Janinę uznać winną współudziału w dokonaniu zbrodni na własnym mężu i przy zastosowaniu okoliczności łagodzących skazał ją na 7 lat w zakładzie karnym.  Dowód rzeczowy, czyli rewolwer, wrzucony przez skazanego do rzeki Kamiennej, został znaleziony  przez posterunkowego i przekazany na rzecz Wojska Polskiego.

Opracowanie: Paulina Góral na podstawie „Pamiętnika” Wacława Bolesława Gnoińskiego.

REKLAMA

One thought on “Sprawa morderstwa tajnego oficera policji z Końskich [wideo]

  1. anty-lewak pisze:

    super artykuł. Lubie to 🙂

Dodaj komentarz