Rosnąca presja polityczna i brak regulacji prawnych zagrażają lokalnym telewizjom w Polsce. Stąd inicjatywa “Ratujmy telewizje lokalne”, za wsparciem której opowiedzieli się Bezpartyjni Samorządowcy. Politycy zadeklarowali także, że będą walczyć o to, by lokalne telewizje partycypowały w podziale środków z abonamentu oraz subwencji, którą otrzymuje Telewizja Polska.
REKLAMA
Kształtowanie się demokratycznej Polski w latach 90. sprawiło, że samorząd znalazł się najbliżej mieszkańców. W tym samym czasie w całym kraju zaczęły się tworzyć lokalne i regionalne media, w zdecydowanej większości przy udziale kapitału prywatnego. Stacje telewizyjne o zasięgu ogólnopolskim zajmowały się głównie tematami związanymi z bieżącą działalnością rządu i parlamentu. Na ręce lokalnej władzy patrzyli i nadal patrzą dziennikarze związani właśnie ze środowiskami lokalnymi, pracujący w niewielkich zespołach z redakcjami zajmującymi często powierzchnię zbliżoną do kawalerki.
– Początek samorządu w Polsce wiązał się z powstaniem lokalnych telewizji, które bacznie przyglądały się temu, co robimy. I dobrze! – wspomina Robert Raczyński, prezydent Lubina (woj. dolnośląskie) z Bezpartyjnych Samorządowców, który piastował funkcję gospodarza miasta od 1990 do 1994 i, nieprzerwanie, od 2002 roku. – Wolne media to podstawa wysokiego standardu demokracji od ponad trzydziestu lat i harmonia, której nie możemy zaburzyć – podkreśla.
REKLAMA#RATUJMYTELEWIZJELOKALNE
W Polsce działa ponad 160 stacji o zasięgu miejskim, powiatowym czy regionalnym. Przyciągają one przed ekrany ponad pięć milionów widzów – informuje Polska Izba Komunikacji Elektronicznej, która wskazuje na coraz poważniejsze problemy z bieżącym funkcjonowaniem lokalnych telewizji.
– Musimy stworzyć regulacje prawne ułatwiające ich funkcjonowanie – mówi Krzysztof Maj, rzecznik prasowy Bezpartyjnych Samorządowców. – W tym momencie te małe, często kilkuosobowe redakcje, traktowane są przez prawo tak, jak ogólnopolskie media z setkami pracowników. To absurd – podkreśla Maj.
JAKIE ARGUMENTY PODNOSZĄ BEZPARTYJNI?
– Rozwinięte demokracje zachodniej Europy dotują lokalne stacje telewizyjne – mówił Eligiusz Komarowski, starosta pilski (woj. wielkopolskie) z Bezpartyjnych Samorządowców podczas konferencji prasowej pod Sejmem. – Lokalne media były najbliżej spraw związanych z pandemią i informowały o nich z perspektywy gmin czy powiatów. Podobnie było z działaniami lokalnych społeczności na rzecz uchodźców, uciekających przed wojną w Ukrainie – zaznaczył.
Eligiusz Komarowski zadeklarował, że telewizje lokalne powinny otrzymywać swoją część z abonamentu, jak i subwencji, którą otrzymuje w tej chwili Telewizja Polska.
Jak informuje Polska Izba Komunikacji Elektronicznej, podczas pandemii i po wybuchu wojny w Ukrainie, reklamodawcy zaczęli “oglądać każdą złotówkę z dwóch stron”, co znacznie uszczupliło budżety lokalnych mediów.
Sytuacji nie ułatwiają także samorządy największych miast, zaburzając równowagę rynkową. Czyni to np. miasto Wrocław, będące największym wydawcą prasowym w Polsce (przez spółkę ARAW), czy też Urząd Miasta Krakowa, który z publicznych pieniędzy finansuje… dwie samorządowe telewizje.
Lokalne telewizje powstawały jeszcze przed wprowadzeniem regulacji prawnych w Ustawie o radiofonii i telewizji. Pierwsza prywatna i lokalna stacja, PTV Echo, powstała w 1990 roku we Wrocławiu. Później zespół redakcyjny tej telewizji tworzył TV Odra (lokalnie: 4TEDE). Redakcja ta relacjonowała powódź tysiąclecia. Nadawała 24 godziny na dobę, stając się praktycznie centrum zarządzania informacją kryzysową. Ówczesny prezydent Wrocławia, Bogdan Zdrojewski na bieżąco na antenie 4TEDE przekazywał wrocławianom informacje o terenach zagrożonych zalaniem.
Od 1990 roku do polskiego ustawodawstwa nie wprowadzono jednak pojęcia “telewizji lokalnej”, traktując te podmioty analogicznie do największych, międzynarodowych korporacji czy Telewizji Publicznej.
Zdjęcia: