Najpierw szli 160. kilometrów by stanąć przed obliczem Czarnej Madonny w Częstochowie. Następnie wracali by ponownie spotkać się z Matką Boską Radoszycką.
W sobotę 29. sierpnia pątnicy z Radoszyc wrócili do domów. Tłumy witały ich w rodzinnej miejscowości. Były balony, były serpentyny, a także msza święta. Powitanie pielgrzymów co roku odbywa się podobnie. –„Wielkie Święto. Wejście przez ulicę Krakowską, wychodzą wszyscy mieszkańcy, są balony, są serpentyny, witamy przybyłych następnie jest Msza Święta, później rozjazd wszystkich do domów, bo pielgrzymka to duży wysiłek i każdy chce znaleźć się możliwie najszybciej w domu.” – opowiedział nam Wójt Michał Pękala.
My z naszą kamerą towarzyszyliśmy Radoszyczanom w Przedborzu, gdzie odbyło się ich tradycyjne spotkanie z rodzinami z kuglem w tle. Tym razem było ono specyficzne, bowiem danie zostało dostarczone przez gminne władze. – „Przedbórz to tradycja, a na tradycji jest kugiel. W tym roku postanowiliśmy, żeby przywieźć gminnego kugla. Sądzę, że po 160 km w nogach pielgrzymów, należy im się taki mały poczęstunek.” – mówi Wójt.
REKLAMAW tym roku pątnikom przyświecało hasło „Dotknij Miłosierdzia”. Jak przebiegła ta 165. radoszycka pielgrzymka? – „W drodze do Częstochowy trzy i pół dnia maszerujemy, później jesteśmy dwa dni w Częstochowie, a potem z powrotem wracamy do Matki Boskiej Radoszyckiej, w sumie 9. dni pielgrzymki. „ – opowiada porządkowy Włodzimierz Pietrusiewicz. Oczywiście nie obyło się bez małych komplikacji. –„Łaskawa była pogoda. Do Częstochowy było dosyć chłodno, z powrotem trochę prażyło. Tradycyjnie bąble, otarcia, asfaltówki, kilka kleszczy.” – mówi pielęgniarka Zdzisława Relidzyńska.
Pielgrzymka z Radoszyc jest specyficzna. Towarzyszy jej bowiem barwny korowód przyczep kempingowych, traktorów i innych pojazdów, które jechały w ostatnich dniach tuż za 200. piechurami. Dawniej przyczepy ciągnięte były przez konie, teraz zastąpiły je konie mechaniczne. 59. raz na pielgrzymkowy szlak traktorem wyjechał Zygmunt Relidzyński, ale nie on jeden jest regularnym uczestnikiem. Pani Teresa szła już ponad 30. razy. –„Bez przerw i kroka nawet nie jechałam. Idę i wracam. Dobrego ducha trzeba mieć, trochę samozaparcia, nogi bolą, ale trzeba iść”.
Wczoraj w Przedborzu pątnicy spotykali się z rodzinami, co także jest wyróżnikiem pielgrzymki z Radoszyc. Wszyscy chętnie zajadają się kuglem, obecnie gminnym, ale w poprzednich latach przywożonym przez najbliższych. –„Wszystkie dobre. Tak jest co roku, że przyjeżdżają rodziny przywożą kugiel, a potem rozkładamy się rozmawiamy i jemy po prostu.” – mówi Pani Barbara.
Władzom gminy zależy na tym by mieszkańcy czuli wsparcie. Stąd też pomysł związany z częstowaniem lokalnym przysmakiem. – „Zmierzam w tym kierunku, żebyśmy przede wszystkim myśleli, że jesteśmy z naszymi mieszkańcami na drodze. Żeby to była jedna, duża rodzina. Do tej pory porcje były przywożone przez rodzinę, a teraz mam nadzieję, że ten gminny kugiel stanie się tradycją. Warto pomagać. Ja sam byłem 2. razy na pielgrzymce i wiem, że ten kugiel smakuje inaczej w Przedborzu.” – Opowiada Michał Pękala, wójt Radoszyc.
Uczestnicy pielgrzymki również mówili nam, że kugiel po tak długiej drodze to zawsze zastrzyk energii. Najedzeni i ugoszczeni w Przedborzu, w sobotę szybko dotarli do swojej parafii, przed oblicze Radoszyckiej Pani.
Zdjęcia z samego wejścia pielgrzymów do Radoszyc już wkrótce.