W ostatnią środę w miejscowości Mnin w gminie Słupia Konecka mieszkańcy protestowali przeciw inwestycji dotyczącej budowy wielkich ferm drobiu. Może tam powstać nawet 31 wielkich kurników. Mieszkańcy drżą na myśl o tym projekcie.
REKLAMAKurniki miałyby powstać na terenie Czerwonej Woli oraz Mnina. Rocznie fermy miałyby dostarczyć ponad 10 milionów brojlerów, co odpowiada 10% rocznego spożycia kurczaków przez Polaków! Mieszkańcy gminy są przerażeni i wyraźnie przeciwni tej inwestycji.
„Nie otworzy się okna, bo będą zapachy, z jednej, z drugiej, z trzeciej strony […] Jak pan chce kurniki, to niech pan sobie je buduje na swoim placu, a nie u nas […] To jest zagłada naszej wsi, naszego środowiska, naszej okolicy. Ubolewamy bardzo nad tym, że akurat te strony upatrzył sobie inwestor […] Zatrucie powietrza, gleby, choroby” – wypowiadały się mieszkanki.
REKLAMAWójt Robert Wielgopolan popiera ich postulaty i także bierze aktywny udział w proteście. Zwraca on uwagę nie tylko na nieprzyjemności związane z zapachem, jaki mógłby się wydobywać z budynków – „Zużycie samej wody w takiej fermie to jest określone na spożycie praktycznie połowy ilości spożywanej w mieście Kielce. A co dopiero mówić o takim ujęciu niewielkim, jakie my mamy na terenie naszej gminy, gdzie mamy jedno ujęcie wody. Drugą rzeczą są drogi. To są duże ilości samochodów ciężarowych, które muszą dowieźć paszę, czy wywieźć te wszystkie odchody, czy nawet zwierzęta padłe”.
Wiemy też, na jakim etapie obecnie znajduje się cały projekt – „W tej chwili czekamy na opinię Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która to opinia jest ostatnią już do uzyskania przez inwestora. Cały ten proces przedłuża się, ponieważ następny termin rozstrzygnięcia tej sprawy jest wyznaczony na grudzień. Podejrzewam, że to jeszcze będzie się przeciągało. Po tym, jeżeli będzie już opinia co do raportu wydana przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, wtedy decyzję podejmuje wójt gminy o wydaniu decyzji środowiskowej. Czy będzie to opinia pozytywna, czy negatywna, bo też takie opinie musimy wziąć pod uwagę no i rozważyć te wszystkie zadania” – opowiadał wójt.
Nie widać pozytywnych stron tej inwestycji. Zatrudnienie w fermach ma być minimalne, a podatki nie będą płacone w gminie, w której miałyby pojawić się budynki. Czy mimo protestów zmartwionych mieszkańców najbliższych okolic inwestycja dojdzie do skutku? Tego wciąż nie wiadomo. Do sprawy będziemy jeszcze wracać.
Zdjęcia (Piotr Malinowski):